Spośród miejscowości założonych przez Niemców w Południowej Australii najbardziej znany jest Hahndorf, którego historia zaczyna się w roku 1839, czyli krótko po założeniu Klemzig. Jest to też jedyna z owych miejscowości nazwana po kapitanie statku, który przywiózł emigrantów do Port Adelaide. Kapitanem owym był również Niemiec, Dirk Meinertz Hahn (1804-1860), kapitan żaglowca „Zebra”, który przybył tam 2 stycznia 1839 roku.
W styczniu 1839 roku do Port Adelaide zawineły dwa niemieckie żaglowce: „Zebra” 2 stycznia (kpt. Hahn) oraz „Catharina” 22 stycznia (kpt. Peter Schacht). Dirk Meinertz Hahn osobiście nie należał do szczególnie religijnych ludzi. Jednak owych 199 (1) pasażerów z “Zebry” zrobiło swoim religijnym ferworem i szczerością wybitnie korzystne wrażenie na kapitanie, postanowił on zatem im dopomóc w osiedleniu. Nie obyło się początkowo bez problemów. Hahn uznał, że ziemie w okolicach Klemzig nie są wystarczająco żyzne, chciał im zatem pomóc w znalezieniu lepszego miejsca do osiedlenia. Niejaki Osmond Gilles, do którego Hahn zwrócił się poczatkowo o wydzierżawienie ziemi przybyłym luteranom, odmówił swej zgody na to, gdyż ludzie ci dużo się modlili i śpiewali wiele pieśni kościelnych, jego zaś doświadczenie uczyło go, że tacy ludzie są na ogół leniwi. W końcu jednak Hahn uzyskał dla swych podopiecznych nienajgorszę ziemię na wzgórzach w rejonie Mt Barker, ok. 40 km od Port Adelaide (2) Przenosiny zajęły około trzech miesięcy, gdyż trzeba było (w 30-40 stopniowym upale) przenieść pod górę cały dobytek (ludzie nie mieli pieniędzy na zakup lub choćby wynajęcie koni tub wołów), a przecież należało również czymś się odżywiać (na zakup żywności też nie było środków) wobec czego zbierano i gotowano po drodze zioła i korzenie oraz polowano na possumy, jaszczurki i kangury. Te długie przenosiny nie przeszły niezauważone przez miejscowych Brytyjczyków (3)
Wieś, którą założono (ulicówka) nazwano, na cześć kapitana “Hahndorf”, którą to nazwę posiada ona po dziś dzień, z przerwą na lata 1917-1935, kiedy to zmieniona ona została na „Ambleside” w wyniku antyniemieckich nastrojów (bardzo zresztą podsycanych przez rząd) podczas I Wojny Światowej.
W ciągu jednak kilku miesięcy ci ludzie, co po drodze zbierali zioła, by wyżyć, zaczęli (wspólnie z tymi z Klemzig) zaopatrywać Adelaide w żywność produkowaną w swoich wsiach. Kobiety z Hahndorf wstawały o 3 lub 4 rano i niosły na plecach jajka, masto i mleko do Adelaide, późnym zaś popołudniem udawały się w drogę powrotną. Dziewczęta szybko zdobyły sobie uznanie w strzyżeniu owiec.
John Bull, na którego powołaliśmy się już w poprzedniej części, pisze otwarcie, że Niemcy zostali przy zakupie ziemi po prostu nabrani: panowie Dutton, Finniss i McFarlane, którzy nabyli swoje grunta w okolicach późniejszego Hahndorf płacąc £1 za akr (1 acre = 0.4ha) sprzedali ją następnie Niemcom po cenie £7 za akr, w sumie “kosząc” £1,680 za 240 akrów. Procent zaś (gdyż niezbędna była pożyczka) wynosił 10%. Szybko jednak osadnicy powetowali sobie ową transakcję swoją własną ciężką pracą. Ponieważ wówczas kwitła w kolonii niebotyczna spekulacja ziemią (“tanio kupic – drogo sprzedać”), więc spekulanci, zbijając forsę na takim handlu, nie byli zainteresowani uprawą czy hodowlą. Niemcy zaś ze stosunkowo nawet nieurodzajnej ziemi byli w stanie wyżyć i to nienajgorzej. Wkrótce też stać ich było na to, by do zakupionej poprzednio ziemi dokupić jeszcze więcej, w ten sposób powiększając dwukrotnie obszar Hahndorfu.
O roli pastora Kavela w miejscowej społeczności Bull pisze w ten sposób:
„Wplyw pastora Kavela był ogromny, jego osobiste zaangażowanie na rzecz rodaków było niewyczerpane przy jednoczesnym samozaparciu, co w efekcie doprowadziło do stworzenia wspólnoty znanej z prawości i poszanowania dla naszego prawa; a jak świadczą annały Sądu Najwyższego, nie było ani jednej instancji, by ktokolwiek z jego społeczności został skazany za poważne przestępstwo”.
Jednym z praktycznych dowodów wspierających powyższą tezę jest fakt, że przez dłuższy czas nie było w Hahndorf żadnego posterunku policji. Był on tam po prostu zbędny.
Jedną z lepiej zapamiętanych i barwnych postaci wśród mieszkańców-założycieli Hahndorf był przybyły na pokładzie „Zebry” Gottfried Lubasch pochodzący ze wsi Rosin (Rissen) k. Sulechowa. Gdy miał lat 26, był sierżantem pruskiej artylerii i słuzył w armii marszałka Blűchera. Brał udział w bitwie pod Ligny (16 września 1815), a dwa dni później pod Waterloo, za udział w której otrzymał medal Waterloo. John Bull (przedstawiony na ilustracji obok) wspomina go jako “starego sierżanta”:
“Wiele ciężkich bitew słownych stoczyłem ze starym sierżantem, lecz nigdy nie udało mi się go przekonać, że bitwa pod Waterloo była już wygrana przed nadejściem starego Blűchera. Lubasch twierdził, że był w wysuniętym oddziale dział, które, odprzęgnięte, oddały pierwszą salwę i uratowały, jak twierdził, armię angielską” (w rzeczywistości Napoleon i Wellington osiągnęli mniej więcej “remis” zanim nadeszli Prusacy – przyp. MM).
Gottfried Lubasch otworzył w Hahndorf najpierw mały lokal gastronomiczny, a następnie hotel z restauracją, który nazwał “German Arms” (czyli „Oręż Niemiecki”) dla przypomnienia Anglikom roli armii pruskiej pod Waterloo i który pod tą samą nazwą istnieje po dziś dzień (p. zdjęcie obok). Hahndorf jest zresztą tą miejscowością, która zachowała stosunkowo najwięcej starych budynków z XIX stulecia. Przykładem tego jest – obok „German Arms” – stary młyn z 1842 roku (obecnie odrestaurowany i służący jako restauracja „Old Mill”), stara kuźnia z 1870 roku (obecnie sklep z pamiątkami) czy też pierwsza szkoła luterańska (1839) znana jako „Hahndorf Academy”, pełniąca obecnie funkcję galerii sztuki.
W Hahndorf wciąż stoją dwa kościoły luterańskie: starszy, kościół Św. Michała, zbudowano w 1858 roku. Pierwszy budynek – podobny w charakterze do tego z Klemzig – powstał w 1840 i dedykowany został jeszcze przez pastora Kavela. Później jednak pieczę nad tą parafią przejął pastor Fritzsche (patrz: część trzecia „Lobethal pastora i Sevenhill jezuitów” oraz Epilog) w związku z podziałami wewnątrzluterańskimi w Australii. Drugim z istniejących tam kościołów luterańskich jest kościół Św. Pawła z roku 1890. Pierwotny jego budynek powstał w roku 1858. Obecny, z roku 1890, zaprojektowany przez architekta F.W. Danckera z Adelaide powstał w rocznicę zbudowania pierwszego budynku kościoła Św. Michala. Parafia Św. Pawła tradycyjnie była parafią zwolenników pastora Kavela.
Po zwycięskim zakończeniu wojny z Francją w 1871 roku, kanclerz Otto von Bismarck nakazał odlanie z broni użytej w tej wojnie pewnej liczby dzwonów dla kościołów luterańskich w Europie. Jeden z tych dzwonów trafił do kościoła Św. Michała w Hahndorf i był używany aż do roku 1946, kiedy to przeniesiono go do miejscowej szkoły luterańskiej. Podobnie po I Wojnie Światowej jeden zdobyty we Francji przez Australijczyków niemiecki moździerz (“Minenwerfer”) przywieziony został z Europy i ustawiony przy głównej ulicy w Hahndorf, gdzie stoi on po dziś dzień.
Nie spoób pominąć również cmentarza w Hahndorf. Kiedyś były tam trzy cmentarze: najstarszy wokół kościoła św. Michała, na którym pozostało po dziś dzień jedynie kilka grobów; drugi wokół miejscowością. Na najstarszych nagrobkach odczytujemy, zapisane najczęściej w gotyku, nazwy miejsc urodzenia pierwszych tutejszych kolonistów: Nickern (czyli: Niekarzyn), Kranz bei Bomst (Kręcko koło Babimostu), Rakau (Raków), Unruhstadt (Kargowa, dawn. Unrugowo), Clausthal, Berlin, Posen (Poznań). Cmentarz ten jest wciąż użytkowany. W roku 1968 spoczął tam jeden z lepiej znanych artystów australijskich, urodzony w Hamburgu (1877), a zamieszkały i tworzący w Hahndorf malarz Hans Heysen. http://images.google.com.au/images?hl=en&lr=&q=Hans+Heysen&btnG=Search
Michał Monikowski
Perth, Australia
Pierwsi, którzy zwali siebie Australijczykami część1, część3
Poniżej prezentujemy małą “galeryjkę” fotosów z Hahndorf:
Przypisy:
1. Nie istnieje żadna zachowana oficjalna lista pasażerów „Zebry”. Liczby podawane w rozmaitych źródłach różnią się między sobą nieraz znacznie i wahają się w granicach 129 do 199. Jeżeliby odjąć od liczby 199 osób notowane zgony 6 dorosłych oraz 5 dzieci, to zostawałoby 188 osob, które dotarły do Port Adelaide. Są jednak źródła podające liczbę 129 osob, które wsiadły na żaglowiec parę miesięcy wcześniej w Hamburgu i z których owych 11 osób zmarło podczas rejsu. Zdecydowaliśmy się jednak na liczbę 199 osób, gdyż taką podaje w swoich notatkach kpt. Hahn.
2. Zainteresowanie kapitana Hahna okazane pasażerom jego statku nie uszło również uwadze brytyjskich obserwatorów w Australii. Oto co pisał „The South Australian” w środę 23 stycznia 1839 roku:
„Zebra
Stanowi dla nas przyjemność najszczerszą móc opublikować nastepujące wdzięczne świadectwo opieki i uważania okazanego przez Kpt. Hahna ze statku „Zebra” przybyłego ostatnio do tej kolonii z Hambro (t.j. ‘z Hamburga’ – przyp. MM). Od sposobu, w który kapitanowie statków z emigrantami pełnią ważne swe obowiązki zalezy tak wiele komfortu i szczęścia pasażerów, że nie powinna być stracona okazja zaświadczenia uznania kolonistów, gdy tylko odpowiednia sposobność po temu się nadarzy. Kapitanowi z „Prince George” oraz Kapitanowi Hahnowi z „Zebry”, (obydwa z emigrantami z Niemiec) należy się wielka pochwała za ich jednoznaczną życzliwość i uważanie okazane powierzonym ich opiece, i sugerowalibyśmy Pełnomocnikom słuszność przyznania premii tym Kapitanom, którzy w bezpieczny sposób przywożą emigrantów i pasażerów i których dowodzenie jest tak godne polecenia.
City of Adelaide, South Australia
19 stycznia, 1839.”
3. W części pierwszej, tej o Klemzig, cytowaliśmy obszerne fragmenty artykułu z „Southern Australian”. W odpowiedzi nań pewien czytelnik, podpisujący się jako „Salus Populi”, a posiadający wyraźne zacięcie do odmalowywania scen rodzajowych i religijnych (być może duchowny?), napisał do redakcji tej gazety list, który opublikowany został 15 maja 1839 roku, a opisujący wrażenia autora będącego świadkiem wspomnanych powyżej przenosin pasażerów „Zebry” do ich nowego miejsca zamieszkania:
„(…) w czynionym przez Pana wyliczaniu dobrych cech owych Niemców nie doszukałem się jakiejkolwiek wzmianki o najbardziej wzniosłym rysie w ich charakterze – o ich skrupulatnym obchodzeniu Dnia Pańskiego. Ich pełen samozaparcia duchowny dzieli swój czas, jak mniemam, pomiędzy tą oraz bardziej odległą osadą swych rodaków. Czy jednak on z nimi jest czy nie, nie pozwala się, by Dzień Pański nie był świętowany. Byłem świadkiem najbardziej ujmującej sceny kilka niedziel temu; grupa tymczasowych chat na szczycie łańcucha gór Mount Lofty wskazywała miejsce, gdzie niektórzy z owych pielgrzymów zatrzymali się na wypoczynek w drodze do dystryktu Mount Barker, w którym zakładają swą osadę.(…) Można było spostrzec starego człowieka w jednej z owych chatek, czytającego z dużego notatnika grupie uważnych dzieci. W innej chacie pewien mężczyzna leżał na materacu, jednak modlitewnik był w jego ręku i najwyraźniej przyciągał jego największą uwagę. Lecz w cieniu wspaniałego eukaliptusa, siedząc czy to na stołkach czy klocach przyniesionych z chat, czy to na powalonym pniu drzewa lub też, w przypadku młodszych członków kongregacji, po prostu na ziemi, grupa około dwudziestu paru osób słuchała z uwagą czytania (…) i co jakiś czas pobożni zebrani wstawali jednocześnie, by śpiewać w najbardziej zachwycającej harmonii którąś z pieśni Pańskich, często przedtem spiewanych w ich własnym kraju. Był to temat dla malarza – szerokie równiny w dole ze swymi rzadkimi zagrodami wdzierającymi się w miejsca będące do niedawna jeszcze niepodzelną domeną kangurów i emu. Wzgórza z tyłu, rozpościerające się wyżej i wyżej, oddzielające nas od bezkresnych równin, takich jak te między Zatoką a nami, które w niedługim już czasie mogą falować złotym plonem i być znaczone spiczastymi wieżami miejsc chrześcijańskiego kultu, w których tubylcy będą mogli wyznawać religię Zbawiciela. Bezchmurne niebo w górze i niewzburzony ocean w oddali, tworzyły panoramę szczególnie cieszącą oko. Lecz scena, którą usiłowałem opisać – cisza lasu przełamana świąteczną muzyką prostych wiernych; ta przemawiała do serca, i mógłbym sobie życzyć, by wielu co nie zauważają powrotu tego świętego dnia odpoczynku, było tam ze mną, by zobaczyć ten poruszający widok, uchwycić te pobudzające melodie, gdy wznosiły się niczym wdzięczne kadzidło ku Temu, co pokrył gaj zielenią, co rozpostarł niebiosa, i co dzierży w Swej dłoni szeroką przestrzeń wód…” (Cytowane za: D.Schubert. Kavel’s People. Lutheran Publishing House, Adelaide 1985, str. 92)
Michał Monikowski
Perth, Australia