Międzynarodowy zespół archeologów pod kierownictwem profesorów Cassiusa Heruskera i Aarona Schiffmanna pracujący na obrzeżach historycznej Jerozolimy natrafił w zeszłym tygodniu na zachowane w nadzwyczaj dobrym stanie zwoje papirusów pochodzących z I połowy I wieku naszej ery, a zapisanych po hebrajsku i po łacinie. Odnalezione dokumenty stanowią – jak poinformowano wczoraj międzynarodowe agencje na konferencji prasowej w Tel-Awiwie – wierny zapis ostatnich słów Jezusa z Nazaretu, zwanego Chrystusem. Dokumenty te nie są bowiem niczym innym, jak zbiorem protokołów procesu skazującego Jezusa jako heretyka, bluźniercę i rebelianta.
Zapisy na zwojach porównywane są już obecnie z późniejszymi o niemal dokładnie 1400 lat protokołami procesu Joanny d’Arc w Rouen z okresu lutego – maja 1431 roku. Zaskakująca jest bowiem zarówno zbieżność oskarżeń wobec obojga oskarżonych jak i stylu stosowanej przez nich obrony. Oboje sądzeni byli zarówno jako rebelianci polityczni jak i bluźniercy, którzy przypisywali sobie działanie na bezpośrednią interwencję Boga. Zbieżność istnieje w całym szeregu sformułowań, między innymi on charakteryzował siebie jako „syna bożego”, ona zaś użyła w stosunku do swojej osoby określenia „córka Boga”.
Zawartość zwojów sugeruje, że wbrew zapisom ewangelii Nowego Testamentu, proces Chrystusa ciągnął się przez co najmniej kilka tygodni. Ogólna długość wszystkich tekstów jest bowiem większa od wszystkich trzech tak zwanych „ewangelii synoptycznych” (czyli ewangelii według Marka, Mateusza oraz Łukasza) razem wziętych. Uczonym udało się już wstępnie ustalić zadawane oskarżonemu pytania oraz udzielane przezeń odpowiedzi.
______________________
Wyobraźmy sobie taki tytuł „krzyczący” z pierwszych stron gazet i taki początek relacji prasowej lub telewizyjnej. Niewątpliwie wiadomość ta stałaby się istną „bombą”, usuwającą w cień niejeden lokalny konflikt zbrojny na świecie czy niejedną akcję terrorystyczną. Przynajmniej na jakiś czas w cieniu znalazłaby się Libia, Syria i Iran (oraz Izrael…), na drugi plan zeszłaby awantura militarna w Afganistanie i wyczyny rządu Korei Północnej.
Ale pewne jest też co innego: do akcji wkroczyłyby natychmiast władze polityczne poszczególnych państw (w tym Izraela oraz Watykanu) i instytucje międzynarodowe z uwagi na osobę oskarżonego oraz ze względu na rozmiary globalnych wspólnot chrześcijańskich, stanowiących w sumie około jednej trzeciej ludności świata. Władze najbardziej zainteresowane położyłyby rękę na tych dokumentach zanim bodaj jedna cała linijka tekstu ujrzałaby światło dzienne. Izrael chciałby przecież wiedzieć, czy odnalezione teksty nie dałyby się sklasyfikować jako „antysemickie”, to znaczy czy postacie Żydów występujących jako świadkowie (lub w charakterze nawet bardziej aktywnym…) nie prezentują się aby nazbyt niekorzystnie. Zmobilizowałyby w tym celu swoje siły także światowe organizacje żydowskie, na czele z Anti-Defamation League of B’nai Brith (ADL) w USA. Watykan zaś ze swej strony chciałby się pierwiej przekonać, czy odpowiedzi udzielane w sądzie przez Jezusa nie są zbyt „heretyckie”, czy nie naruszają w niczym nagromadzonej w ciągu kilkunastu stuleci dogmatyki i czy zgodne są z katechizmem. W sukurs pospieszyłaby urzędnikom watykańskim Światowa Rada Kościołów, gdyż zrzeszone w niej denominacje również posiadają swoją dogmatykę, swoje doktryny oraz „fundamenty wiary chrześcijańskiej”. Do dziś nie dopuszczają do swego grona kościołów, które nie mieszczą się w tej dogmatyce i w tych „fundamentach”.
O ile z jednej strony prowadzona byłaby swoista „gra w podchody” między kościołami chrześcijańskimi a stroną żydowską, o tyle też zainteresowane kościoły chrześcijańskie, pomimo ścisłej współpracy ze sobą, również z zadowoleniem odnotowywałyby każde zdanie Christosa wspierające ich własną doktrynę, przy jednoczesnej uciesze, gdy tylko jakakolwiek Jego wypowiedź miażdżyłaby doktrynę denominacji konkurencyjnych. Można sobie wyobrazić, że nie obyłoby się przy takich okazjach bez akcentów humorystycznych…
Sprawą zainteresowaliby się także prominentni przedstawiciele islamu, liczbę wyznawców którego szacuje się obecnie na 1,6 miliarda, czyli 23% (według stanu z 2009 roku). Rządy poszczególnych krajów zdominowanych przez tę religię (Arabia Saudyjska, Iran, Egipt, Indonezja) zgłosiłyby chęć wysłania swoich przedstawicieli dla nadzorowania procesu badawczego. Tu i ówdzie odezwałyby się głosy, że nie obejdzie się bez konsekwencji, jeżeli ujawnione teksty stanowić będą „obrazę dla islamu”…
Chyba jeszcze stosunkowo najspokojniej zareagowaliby chrześcijańscy gnostycy oraz wyznawcy wielkich religii Wschodu, którzy nie mają żadnych zdogmatyzowanych poglądów na temat osoby Oskarżonego…