Tak wtedy ktoś zawołał. Była niedziela 3 września 1939 roku. Po jedenastej przed południem skończyła się „suma” czyli główna msza niedzielna w Chorzowie Starym. Ze stojącego na rogu ulic Bożogrobców i Kasprowicza neogotyckiego kościoła św. Marii Magdaleny wychodzili już ludzie. Było ich sporo, jak to w niedzielę po mszy. Schodzili schodkami w dół, na chodnik, a stamtąd do przyległych ulic. I to właśnie wtedy ktoś miał krzyknąć: „od „Panienki” idą Niemcy!”. „Panienka” to oczywiście NMP czyli Matka Boska, której statuetka stała (i dalej stoi) na wysokiej kolumnie na drugim, zachodnim, odległym i znacznie niżej położonym końcu ulicy Kasprowicza. Była tam wtedy pętla tramwajowa (od dawna już nie istniejąca). I to od tamtej pętli i kapliczki z „Panienką” szli owi Niemcy (jedna osoba twierdzi, że nie miało to miejsca tuż przed południem, lecz późnym popołudniem po nieszporach).
Nie, nie była to żadna jednostka w zwartym szyku. Po prostu… trzech żołnierzy. Tylko trzech (jedna osoba twierdzi, że czterech). Umajeni byli kwiatami, które albo sami uzbierali lub – co bardziej prawdopodobne – otrzymali je od witających ich ludzi. I tak sobie szli. Gewehre mieli przewieszone przez ramiona, żadnej gotowości do oddania strzału. Najwyraźniej nie spodziewali się, by musieli strzelać. Gdy tak szli pod górę ku kościołowi, ludzie przyglądali się z obu stron ulicy. Jedni tylko się przyglądali. Inni machali rękami, pozdrawiając żołnierzy. Ci odpowiadali również z lekka pomachując rękami. Uśmiechy od ucha do ucha… Ktoś pamięta pewnego młodzika, który pozdrawiał żołnierzy „heilowaniem”. Po dojściu do ulicy Bożogrobców żołnierze skręcili w prawo, w dół ku „krajcokowi” czyli głównemu skrzyżowaniu w Chorzowie Starym. A dalej albo poszli w kierunku centrum (co bardziej prawdopodobne) lub ku Siemianowicom.
Tak „zajęty” został Chorzów Stary… 3 września siedemdziesiąt lat temu…
Niecałe pięć i pół roku później, przy tej samej ulicy, przy tej samej „Panience”, w styczniu pod śniegiem leżało kilku innych żołnierzy. Też niemieckich. Wszyscy bez butów (bolszewicy im je pościągali..). I tak „Panienka” widziała zajęcie Chorzowa Starego przez Niemców oraz ich stamtąd odejście… To pierwsze w pełni lata, to drugie w pełni mroźnej zimy…
Ale wracając do owego września:
Pierwszego września wieczorem na podwórzu miejscowego posterunku policji palono jakieś dokumenty. Mieszkańcy widzieli to wyraźnie, zwłaszcza z okien budynków po przeciwległej stronie ulicy. Zresztą wyraźnie widać było dym unoszący się ku górze. Następnego dnia, 2 września, nie było w okolicy ani jednego polskiego policjanta, nie było widać żadnej władzy.
W Chorzowie Starym wszystko odbyło się bez incydentów. W centrum natomiast działo się nieco więcej. Co prawda tylko nieco więcej. Tam, gdzie dziś jest pętla tramwajowa linii „12” (biegnącej od centrum, przez Chorzów Stary, do Siemianowic), był przed wojną mały staw. Gdy iść obok pomnika hrabiego von Reden (na zdjęciu) dalej, dochodzi się do owej pętli, czyli do owego niegdysiejszego stawu. I tam właśnie, gdzieś chyba zaraz z tyłu za pomnikiem, po jego lewej stronie, leżał zabity mężczyzna w średnim wieku. Ubrany był w popielate „pumpy”, czyli krótkie spodnie z podkolanówkami, tak modne przed wojną, a wyglądające jak na zdjęciu obok. Został zastrzelony, nie wiadmomo właściwie z jakiego powodu. Prawdopodobną wersją jest, że znajdujący się już w centrum Niemcy próbowali go zatrzymać. Najpewniej wystraszył się i zaczął uciekać. Wtedy do niego strzelili…
Taki był, pokrótce, dzień 3 września w Chorzowie. W dniu, w którym od „Panienki” przyszli Niemcy…
Michał Monikowski
Perth, Australia
P.S. Zdjęcie “Panienki” zaczerpnięte z forum sympatyków i mieszkańców Chorzowa, zamieszczone tam przez użytkowniczkę “Neottia”.
Użyteczny link do dyskusji http://forum.chorzow.slask.pl/viewtopic.php?p=50633#50633