Ponad dwa tysiące lat temu drogą z Nazaretu do Betlejem podążała pewna para… Ona, nikomu tak na dobrą sprawę nieznana kobieta w ciąży, choć później pisano na jej cześć dytyramby, a w końcu, w ciągu wieków mitologia uczyniła z niej niemal „Panią Niebios”. On zapewne był dość znany lokalnie, jeśli to prawda, że był on – według ewangelii „Mateusza” – „tekton”, czyli cieślą lub po prostu budowniczym, czyli człowiekiem dość wolnego wówczas zawodu. „Tekton” po grecku oznacza właśnie kogoś, kto buduje, a tacy ludzie nie byli po prostu „robotnikami”, wbrew temu, co sugeruje obchodzone w kościele święto „świętego Józefa robotnika”. Tym bardziej, że według ewangelii Nowego Testamentu, Józef miał również zaliczać się do „linii Dawida”, czyli niegdysiejszego monarchy hebrajskiego, co z całą pewnością nie mogło go stawiać w rzędzie zwykłych „ludzi z ulicy”.
Jeśli wierzyć ewangelii „Według Mateusza”, para ta, mieszkająca na codzień w Nazarecie, udała się w drogę do Bethlehem (dosłownie „Dom Chleba”) z czystej i niezwykle trywialnej konieczności. Zarządzono bowiem spis ludności imperium rzymskiego, którego Judea była już częścią od pewnego czasu. Ponieważ zaś ludność opodatkowywana była od dochodów oraz od posiadanej własności, więc można założyć, że to właśnie tam w owym Bethlehem rodzina ta posiadała jakąś własność, a co najmniej jakiś dom.
I to właśnie w tym domu urodził im się syn. Wiemy dokładnie, że w domu, bowiem ta sama ew. Mateusza mówi wyraźnie, że owych „trzech mędrców” (przerobionych w popularnej legendzie na „Trzech Królów”) weszło do domu, by pozdrowić Narodzonego. Słowo użyte w ewangelii to „oikos” czyli „dom”: “gdy weszli do domu, zobaczyli dziecko…” (“kai elthontes eis ten oikian, eidon to paidion…” Mt 2;11 ).
Popularny obrazek “dziecka w ‘stajence'”, który ma nam pokazać jaki biedny był ten przyszły Christos (“Zbawicielu drogi, jakżeś to ubogi”), wydaje się być zatem zdecydowanie przesadzony. Ewangelia Mateusza to jedna z najstarszych znanych ewangelii. Jeżeli ona zatem mówi o „domu”, a nie o „stajence” i to pomimo zapożyczenia hurtem całej mitologii „pogańskiej” o bogu urodzonym w stajence lub w grocie, to oznacza to, że ów dom jest tutaj elementem prawdy.
Oczywiście, że całe ewangelie chrześcijańskie pełne są mitu i to na dodatek właśnie „pogańskiego”, który pojawiał się przed narodzeniem Christosa w wielu odmianach. Nawet nazwa miejscowości „Bethlehem” czyli „Dom Chleba” znalazła zastosowanie już wcześniej, gdyż rósł tam gaj poświęcony „pogańskiemu” bogu Adonisowi, którego uważano za boga plonu i którego symbolem był chleb… Nie będziemy po kolei przedstawiali tu wszystkich elementów mitu, gdyż bardzo skrótowo – acz treściwie – zrobiono to już gdzie indziej i to w bardzo wizualny sposób. Szkoda, tak nawiasem, że zdawszy sobie sprawę z istnienia mitologii, ktoś uznaje samego Christosa za nierealnego.
Jednak ubierając Christosa w mit „pogański”, nie zaniedbano również wysiłku mającego na celu wepchnięcie tego człowieka także w mit żydowski. Miał on zatem „wypełnić” starotestamentowe „proroctwa” i być całkowicie żydowski. Jednak bardzo szybko liczba chrześcijan wywodzących się spośród „pogaństwa” i spoza kręgu żydowskiego przewyższyła znacznie liczbę chrześcijan żydowskich. Potwierdza to dowodnie, że to, czego ten człowiek nauczał i co propagował oraz sposób przedstawienia go – i to nawet przecież przez żydowskich autorów ewangelii – miały o wiele więcej wspólnego z ówczesnym „pogaństwem” aniżeli z judaizmem.
Mało tego: judaizm praktycznie odciął się od Christosa (poza nielicznymi wyjątkami), a pisany od II wieku n.e. Talmud obrzuca go wręcz niewybrednymi kalumniami. Gdy tymczasem szeregi chrześcijan „pogańskich” szybko rosły, przybywało też utworów poświęconych Christosowi, a mających wyjątkowo niewiele lub zgoła nic wspólnego z tradycyjnymi naukami i nakazami judaizmu.
I tak na dobrą sprawę generalnie niewiele się pod tym względem zmieniło także i dziś, gdyż judaizm Christosa nie akceptuje w dalszym ciągu, gdy natomiast akceptują go buddyści, a także hinduiści, którzy doszukują się w swoich własnych starych pismach “proroctw” dotyczących jego osoby (gwoli uczciwości: jeżeli ktoś idzie już tak daleko, by brać proroctwa Starego Testamentu za „dobrą monetę”, to czemu nie te hinduskie?). Akceptuje go także islam, choć nie akceptuje on tradycyjnej wiary w ukrzyżowanie Christosa, uznając – za pewnymi „heretyckimi” chrześcijanami pierwszych wieków naszej ery – że kto inny został zań ukrzyżowany.
I tak jak nawet wśród obecnych niektórych chrześcijańskich heretyków i gnostyków Christos miał przeżyć i udać się potem na południe Francji, tak znowu islamska sekta Ahmadiyya wierzy, że udał się on do Kaszmiru, gdzie znajdować się ma jego grób.
Nie chodzi tu jednak o to, która z owych wersji okaże się w końcu prawdziwa. Ważne jest to, że około 2 tysiące lat temu (choć niekoniecznie akurat w grudniu…) urodził się człowiek, który swym uniwersalizmem zjednał sobie – i zjednuje nadal pomimo upływu tak ogromnego czasu – ludzi różnych kultur, ras, i tradycji religijnych. Trzeba całkiem obiektywnie przyznać, że to naprawdę nieliche osiągnięcie: być uznawanym w rozmaitych religiach naraz…
Wszystkiego Najlepszego zatem z okazji Proroczego Narodzenia !
http://www.youtube.com/watch?v=N4UeEgAaiOU