“Jezus Chrystus nie potrafił ich zadowolić, gdy był tu, na Ziemi, więc jak można było się spodziewać, że mnie się to powiedzie?”
(Harry S. Truman, prezydent USA, o Żydach)
Co do kwestii żydowskiej, to ona wcale nie “wraca”. Ona po prostu nigdy donikąd nie odeszła. Nawet niejako bardziej jeszcze się w świecie rozpowszechniła, bo teraz, po kilkudziesięciu zaledwie latach istnienia Izraela, ze zdolnością niemalże geniusza i w tempie Blitzkriegu syjoniści narobili Żydom tylu wrogów w świecie islamu, że świat ten zupełnie (jak narazie) zdystansował Europę, która była tradycyjną siedzibą tego, co (nieraz nietrafnie) określa się mianem antysemityzmu. Nietrafnie, bo w większości wypadków nie chodzi o niechęć motywowaną względami rasowymi, czyli tymi, z których samo to pojęcie się narodziło.
Niechaj wolno mi będzie pozwolić sobie na parę uwag odnośnie tych kwestii:
Tragedia Palestyńczyków i tragedia Żydów są spowodowane tym samym najazdem i tym samym terroryzmem syjonistycznym. Taka jest prawda. Obie tragedie mają ten sam poczatek, bez którego by po prostu nie nastąpiły. Koniec, kropka.
Wizja innego Izraela, ta o ktorej swego czasu pisałem w swoim artykule, to bardzo piękna i godna wizja. Wizja kraju – nieporownanie większego i bezpieczniejszego dla Żydow, wizja państwa, na terenie którego nawet wszyscy Żydzi mogliby kiedyś zamieszkać, gdyby sobie tego zażyczyli. W dodatku jest to wizja kraju nieotoczonego żadnym “morzem wrogów” (1)
Pożałowania godnym jest natomiast obecny Izrael – kraj, w którym mało co jest normalne. Kraj, który osiąga ponadprzeciętne wyniki własciwie tylko w 3 dziedzinach:
1. organizacji systemów bezpieczeństwa i szpiegostwa
2. produkcji zbrojeniowej
3. nieprzerwanym łamaniu praw ludzkich i skrajnym rasizmie, odzwierciedlonym nawet specjalnym prawodawstwem oraz celową polityką
“Nie ma niczego nowego w fakcie, że Izrael jest państwem terrorystycznym, które, niemal od momentu swego powstania, posługiwało się jedną ze swych agencji wywiadowczych, Mossadem, do przeprowadzania aktów przemocy i terroru, włączając w to zabójstwa, które uznawało za konieczne dla swych celów”
(Dr Israel Shahak, 1998)
Nie można się więc spodziewać, ze będę o tym Izraelu, tym zbrodniczym państwie, pisał cokolwiek dobrego. To państwo, które ze zbrodni się zrodziło i bez zbrodni nie potrafi egzystować (2).
To państwo istniejące dzięki terrorowi, czystkom etnicznym i rabunkowi ziemi. To państwo, które dalej nieprzerwanie prowadzi te czystki etniczne, raz po raz wyburzając palestyńskie domostwa, wyrzucając z nich całe rodziny dosłownie “na piach” (bo nawet nie “na bruk”), po czym stawia tam nowe osiedla, oczywiście tylko dla Żydów. To państwo, które złamalo więcej postanowień ONZ niż jakiekolwiek inne. To państwo, gdzie istnieją całe ulice tylko dla Żydow. To państwo, którego niemal każdy premier i niejeden prezydent miał przeszłość terrorystyczną (3)
– czy wielu tutaj wie np. że Ariel Szaron był praktycznie na liście Trybunału w Hadze? – po tym, gdy przygotowywano mu proces w Belgii. Za zbrodnie wojenne, rzecz jasna… Chcieli go sądzic tak jak Slobodana Milosevica i Radovana Karadzica z b. Jugosławii… To państwo, które dopuszcza się mordowania obywateli obcych państw na terenie innych obcych państw i z posłużeniem się w tym celu paszportami jeszcze innych obcych państw. To państwo, które chce ponoć być stowarzyszone z t.zw. „unią europejską” mając jednocześnie pociski nuklearne wymierzone w stolice krajów tej „unii” (jeśli mieć takiego „sprzymierzeńca”, to trzeba jeszcze jakichkolwiek wrogów?). To państwo, które dopuściło się aktów terroryzmu również w stosunku do USA, jak w przypadku “afery Lavona” czy ataku lotniczego na USS “Liberty” . To państwo, które nie cofało się także przed zamachami bombowymi przeciw Żydom w innych krajach Bliskiego Wschodu, fingując rzekomy „arabski terroryzm”, by w ten sposób skłonić żyjące tam wspólnoty żydowskie do emigracji do Izraela. To państwo żyjące w dużej mierze na koszt zagranicy, głównie USA. To państwo, które stało się swoistą “ziemią obiecaną” zorganizowanej przestępczości. To państwo, które próbuje pokazywać placem na Iran jako na „zagrożenie nuklearne”, gdy w istocie Iran, i to zdaniem zarówno ekspertów ONZ jak i służb specjalnych USA nawet nie posiada wojskowego programu nuklearnego, gdy Izrael jest światową potęgą nuklearną i to jak najbardziej w wojskowym sensie tego określenia. Gdy Iran regularnie wpuszcza na swoje terytorium ONZ-owskich inspektorów nuklearnych, Izrael nie uczynił tego nigdy. Nigdy też nie zgłosił akcesu do układu o nierozprzestrzenianiu broni nuklearnej. Można tak ciągnąć i ciągnąć…
Stąd te moje komentarze o tym Izraelu, które tu już w rozmaitych miejscach były i które jeszcze dalej będą się tu pojawiać. Bo komentarze o innych Żydach to inna kwestia, niekoniecznie związana z Izraelem bezpośrednio, choć i takie związane z Izraelem też są. To nie moja wina np., ze Shimon Peres wygłosił z duma przemówienie, nie tak dawno temu, w którym oznajmił, że Izrael wykupuje Węgry, Polskę, Rumunię, Manhattan itd. To on to powiedział, nie ja.
Poza Izraelem, którego samemu istnieniu w Palestynie jestem przeciwny (tak jak mógłbym być przeciwny istnieniu „Generalnej Guberni” w Polsce, gdyby to „podwójne G” jeszcze istniało) pozostaje kwestia judaizmu, Starego Testamentu i Talmudu (nawet jeśli czytanie tej literatury może być czasem pocieszne ), o której dyskutowałem szeroko w innych miejscach.
Nie ukrywam swych poglądów, które przedstawiam w drobnych nawet szczegółach. Oczywiscie, jeżeli ktoś nie chce widzieć tych poglądów takimi, jakimi są, a jedynie dopatrywać się wrogości w nich wobec Żydów, to interpretuje te poglądy na własną odpowiedzialność, z którą ja nie mam nic wspólnego.
Więc żeby nie było i tym razem nieporozumień, dodam co nastepuje:
Jeszcze z jakieś 3 lata temu mój pogląd o Izraelu był inny. Wtedy nie napisałbym, że go należy dokądś przenieść (ostatnio pewna pani z biura prasowego Białego Domu, Helen Thomas, została wylana stamtąd, bo po latach kilkudziesięciu miała już dość i polityki Izraela i polityki USA wobec Izraela i prywatnie wypowiedziała się wobec jakiegoś Żyda w stylu mniej więcej takim, by się wreszcie wynieśli do cholery z Palestyny – no więc widać, ze nie jestem jedyny). Wtedy, przed laty, uważalem, że Izrael ma prawo istnieć tam gdzie jest. Bo mało mnie interesowal Izrael. Ale zmieniłem zdanie ze 3 lata temu, gdy się wreszcie zainteresowałem bliżej korzeniami tamtego konfliktu.
Co do Żydow “w ogóle”, to kiedyś po prostu zdawałem sobie sprawę, że istnieją, tak jak każdy naród, a nie spędzam życia na interesowaniu się każdym narodem. Ot, po prostu: są Żydzi, wiele w historii przeszli, nie należy ich nie lubić, bo to prowadzi do Shoah.
Teraz natomiast widzę wśród Żydow więcej “kolorytu”: więcej bieli, szarości, innych barw, jaśniejszych i ciemniejszych, a także – niestety – wiele, bardzo wiele “czerni”. Dostrzegam bardziej niż jeszcze z 7 lat temu tych Żydow, którzy mogą stanowić prawdziwy wzór do naśladowania jako ludzie odważni i moralni jak Norman Finkelstein, Gilad Atzmon, Israel Shamir (broń Boże nie mylić z Itzchakiem Shamirem!!!) czy Israel Shahak. Dostrzegam Żydow takich jak pisarz i satyryk Ephraim Kishon (można “boki zrywać” czytajac jego nowelki). Dostrzegam Żydow mało wyróżniających się zarówno dobrem jak i złem, ot takich “ludzi z ulicy”. Ale w ostatecznym rozrachunku żaden z takich Żydów nie robi niczego specjalnie negatywnego, więc nie ma powodu się ich obawiać. Gorsi są tacy jak Netanyahu czy Avigdor Liebermannn, albo Wolfowitz. Albo tacy jak Greenspan, Bernanke czy Geithner. Albo tacy jak ci, co to niemalże monopolizują w USA kliniki aborcyjne (połowa ich jest w rękach żydowskich, czyli przedstawicieli ledwie 2.5% populacji USA), sprawcy machinacji finansowych lub ci, w którch rękach są całe sieci burdeli, ci, co handlują “żywym towarem” i robili to przez całe wieki (włączając w to dochody Żydow rzymskich, w starożytnosci, pochodzące głównie z handlu niewolnikami. Historycy – w tym także żydowscy – udowodnili, że Żydzi byli także liderami handlu niewolnikami w Ameryce). Wielu Żydow dominuje w mediach, manipulując nimi m.in. również w interesie Izraela, między innymi gdy chodzi o konflikt palestyński – dotyczy to także materiału filmowego. Jestem świadom tego, o czym pisał były oficer Mossadu, Victor Ostrovski: że rekrutuje się poza Izraelem, np w Europie czy USA tak zwanych „sayanim” żydowskich („pomocników”), którzy pomagają w akcjach na terenie tych krajów, których są obywatelami, w akcjach, które mogą być i nieraz są wymierzone w innych obywateli tych krajów.
Wśród tych, co prowadzą walkę z chrześcijaństwem – jak np właśnie o usuwanie chrześcijańskiej symboliki z miejsc publicznych – jest także “nadproporcjonalnie” wielu Żydów. Były ich też całe legiony w komunistycznych służbach bezpieczeństwa, eksterminujących nasze warstwy przywódcze (głównie w Rosji czy na Węgrzech, ale w Polsce ich też nie brakło). O ponurej roli Żydów w sowieckim aparacie bezpieczeństwa pisał m.in. Aleksander Sołżenicyn. I znowu: możnaby tak ciągnąć i ciągnąć.
Tak, to prawda: w porównaniu do okresu sprzed owych 7 lat, mój stosunek do Żydow jest teraz dużo, dużo gorszy niż był wtedy. Ale wciąż staram się rozróżniać między poszczegolnymi Żydami, uznając, że każdy człowiek jest inny i winien być w związku z tym oceniany indywidualnie.
Natomiast faktem jest, że coraz trudniej przychodzi mi zdobywanie się na sympatię wobec tego, co nazywa się “narodem żydowskim” czy “wspólnotą żydowską” – nawet jeśli to prawda, że staram się postępować według popularnego wskazania: „nie piętnuj owiec, lecz pasterzy”. A oto dlaczego: bo trudno mi sympatyzować z narodem, który zbrodnią odbiera komuś ziemię, przez dziesiątki lat prowadzi czystki etniczne, utrzymuje prawodawstwo rodem z Ustaw Norymberskich (które z kolei też były bazowane na starym prawie żydowskim, czyli “koło się zamyka”) i publicznie broni takich metod w przeważającej swej wiekszości lub wręcz usiłuje negować istnienie tych metod (bo pomijam tu chlubne wyjątki), a każdego krytyka takich metod posądza o nie wiadomo jak zbrodnicze intencje, a już wręcz rutynowo o “antysemityzm”, dokładnie tak, jak rutynowo obrzucają tym terminem niemalże każdego, kto skrytykuje dosłownie już jakiegokolwiek Żyda, obojętnie już o co w danym wypadku by chodziło (4). Bez przerwy posądzają nas o ten “antysemityzm”, a tymczasem spójrzcie jak wychowują w Izraelu swoje “pociechy”. Doprawdy, w takich warunkach przychodzi mi ta sympatia coraz to trudniej i trudniej, choć muszę przyznać, że nie jestem całkowicie jej pozbawiony. Kiedyś napisałem w jakimś komentarzu, że jeżeli kiedyś bym się istotnie stał antysemitą, to właśnie poprzez takich Żydów raczej niż poprzez jakichkolwiek nazistów… Weźmy choćby tę oto wypowiedź żydowskiego profesora, speca od t.zw. „Holokaustu” na temat ostatnich demonstracji w Egipcie, które w końcu doprowadziły do upadku prezydenta Hosni Mubaraka.
Zobaczymy, jak to się dalej rozwinie. Niech tylko co poniektórzy nie próbują przy tym już twierdzic, że nie wiedzą skąd się pewne postawy biorą.
Mam nadzieje, ze tego narazie wystarczy.
Cheers!!!
Przypisy:
1. Gdyby syjonistyczne państwo istniało na Bliskim Wschodzie dopiero od niedawna, to nawet ewentualne potknięcia – tak, nawet i zbrodnie takiego państwa – dałoby się jeszcze wytłumaczyć np. “prowizorką pierwszych lat”. Jednak syjonistyczny eksperyment trwa już tam praktycznie od przełomu XIX i XX wieku, czyli już od ponad 110 lat. Po tak długim okresie czasu można sobie pozwolić na jednoznaczny osąd: ten eksperyment to kompletna klęska polityczna, demograficzna, gospodarcza i moralna. Izrael nie ma szans na trwałe zakorzenienie się tam jako niepodległe państwo, stale zmuszone, niczym młody cielak, “ssać” jakąś zamorską “matkę” w celu bycia podbudowanym finansowo, ekonomicznie, politycznie i militarnie, bo inaczej padnie “jak długi”. Ciśnie się na usta określenie “Królestwo Jerozolimy Nr 2”.
Jednak owych ponad 110 lat dowiodło też niezbicie, że istnieje autentyczna, niepodważalna potrzeba państwa żydowskiego, którego istnienia pragnie przeważająca większość Żydów. Mają oni prawo do takiego państwa tak jak mają prawo do własnego państwa Polacy, Japończycy czy Holendrzy. Nie jest możliwe dla nas ustalanie dokąd państwo izraelskie ma zostać przeniesione. Do tego tak czy owak w końcu dojdzie, dla samych Żydów byłoby oczywiście lepiej, gdyby zaczęli troszczyć się o to już teraz, a nie dopiero “za pięć dwunasta”, gdy już przyszłe pokolenia Arabów będą niemal pukać do drzwi premiera i prezydenta Izraela z “Gewehrami” w dłoniach… Trzeba uczciwie przyznać, że są już tacy Żydzi, jak wymieniony poprzednio już Ronen Eidelman.
My co najwyżej możemy wskazać dokąd to żydowskie państwo mogłoby zostać przeniesione. Są cztery kraje świata, które ze względu na liczebność własnej ludności, posiadane zasoby naturalne oraz ze względu na ogrom swych terytoriów byłyby najlepszymi miejscami. Te kraje to, w kolejności alfabetycznej: Australia, Kanada, Rosja i USA.
Natomiast “przeprowadzka” Izraela nie oznaczałaby i nie byłaby w żadnym wypadku równoznaczna z przymusowym wysiedleniem Żydów z Palestyny. Tam od kilku tysięcy lat żyją Żydzi, nie brakło ich tam także podczas 1800-letniej nieobecności państwa żydowskiego. Dlatego wielu Żydów pozostałoby w Palestynie, z całą pewnością więcej niż ich tam było w roku 1947. Wielu jednak opuściłoby tamto miejsce właśnie z powodu braku państwa żydowskiego. Nie po to wyjechali z Europy, gdzie byli mniejszością, by teraz stanowić znowu mniejszość, tym razem wśród Arabów. Nie zapominajmy też, że wielu ludzi woli mieszkać na terenia państw własnych narodów.
2. “Nie potrafi egzystować bez zbrodni”. Gdyby bowiem Izrael zmienił swoją politykę tak jak życzy sobie tego światowa opinia publiczna, można sobie łatwo wyobrazić, że wkrótce przestałby istnieć. Ci spośród Arabów, którzy zostali usunięci z terytorium, które obecnie jest Izraelem (lub ich spadkobiercy), natychmiast zgłosiliby się po zwrot zagrabionej ziemi. MILIONY Arabów, którzy stracili domy, swoich bliskich lub zostali kalekami w wyniku działań armii izraelskiej, zażądałyby odszkodowań. A przede wszystkim zaczęliby napływać do Izrael i osiedlać się tam, szybko zdobywając przewagę liczebną nad Żydami, zwłaszcza że ci ostatni mają o wiele niższy przyrost naturalny.
3. Jeżeli przyjrzeć się dokładnie liście premierów i prezydentów Izraela i poszukać w encyklopediach (również w internecie), to dowiemy się, że zarzuty, które im się stawia, są w większości wypadków słuszne.
4. Przypomina mi się w tym momencie polska wersja Wikipedii i istniejące tam hasło “marcjonici” – chodzi o tych antycznych marcjonitów z pierwszych wieków naszej ery. Do niedawna ostatnim zdaniem w tej notatce było zdanie “Byli skrajnymi antysemitami”. Usunięto je dopiero po mojej interwencji, gdy przyjęto wyjaśnienie o różnicy między antysemityzmem a sporem doktrynalnym dotyczącym tak zwanego “Starego Testamentu”.
Poprzednia wersja (z tym usuniętym już zdaniem) mogłaby wręcz sugerować, że wystarczy, że ktoś po prostu nie uznaje kanoniczności “ST”, by uchodził z “antysemitę”. Głupota istotnie zdaje się nie znać granic.