Gdy trwały ogromne protesty w Egipcie, gromadzące miliony ludzi i gdy widać było, że władza prezydenta Hosni Mubaraka ma się ku końcowi, niektórzy nasi obserwatorzy uderzyli na trwogę: cóż to będzie, jeżeli władzę przechwycą tam islamiści?!
Ja rzekłbym: „to byłaby znakomita wiadomość!!!”
Istotnie, bowiem islamista to naukowiec z dziedziny nauk humanistycznych, specjalista od spraw wiary, doktryny, prawa, historii, sztuki i literatury islamu. Dokładnie tak i tylko tak… Cóż byłoby zatem negatywnego w tym, by humaniści z otwartymi głowami stali się liderami kraju?
Tymczasem moda ci u nas nastała, by ten niewinny a jakże nobliwy termin definiować w odmienny zgoła sposób: to terrorysta o morderczych intencjach, dzikus, co to wysadzałby do luftu kogo wlezie (i ile wlezie…), szaleniec biegający w kółko z siekierą i nożem, by za najdrobniejszą nawet kradzież odrąbywać dłonie, obrzynać kobietom łechtaczki i wyczyniać masę innych jeszcze podobnie wątpliwych moralnie rzeczy. A w najlepszym wypadku fundamentalista bardzo bliski wymienionym dopiero co tendencjom.
Czy anglista to „imperialista angielski”? Czy japonista to „japoński militarysta” co rusz wrzeszczący „Banzai!”? I czy germanista to na przykład „zbrodniarz hitlerowski” lub ktoś podobnego sortu – i czy to pojęcie kiedykolwiek nawet w Polsce było tak definiowane ? Jak by to brzmiało: „Komisja Badania Zbrodni Germanistycznych w Polsce”; „w 1939 roku germaniści dokonali inwazji państwa polskiego”, albo: „ germaniści i rusycyści podpisali traktaty rozbiorowe”…
Że co proszę? Że słowa „zmieniają” sens, że „nabierają” nowych znaczeń? Same, ma się rozumieć, „nabierają” i „zmieniają”… I absolutnie nikt, nigdy i w żaden sposób im w tym nie „pomaga”… Byłoby oczywiście wyjątkowo prowokacyjną i awanturniczą teorią spiskową dociekać, że ktoś specjalnie nadaje słowom znaczenia, które da się wykorzystać propagandowo, gdy dyryguje się reakcjami i odczuciami mas… Niee, to absolutnie nie może być, by jacykolwiek macherzy medialni postanowili przechrzcić słowo „islamista”, by potem użyć tego wokabularnego „przechrztę” jako janczara propagandy antyislamskiej? Bo przecież w swym właściwym znaczeniu zbyt dobrze się kojarzy jako termin związany z islamem… Nie może przecież tak być, by muzułmanie kojarzyli się jako kulturalni jegomoście (i jejmoście przy okazji też…), co to mają “otwarte głowy” i szare komórki. Niee! Trzeba przecież myśleć o nich jako o tych, co w głowach mają tylko bomby, a otwarte mają co najwyżej japy, by głośno wygrażać chrześcijanom.
Co by było, gdyby ktoś próbował definiować słowo „judaista” – lub lepiej jeszcze, „hebraista” (z uwagi na podobną do islamisty dziedzinę zainteresowań) jedynie jako „supremacjonistę żydowskiego”, który uważa, że jedynym celem istnienia gojów jest „służyć Żydom” albo jako jegomościa, który z upodobaniem oddaje się opluwaniem chrześcijańskich duchownych w Jerozolimie lub wygrażaniem palestyńskim chrześcijanom?
Przyznam szczerze, że nawet uważając siebie za antyjudaistę, nie posuwam się do tworzenia tego rodzaju oksymoronów językowych…
Ale to nie jedyny oksymoron. Skubańcy, co manipulują mediami, a za ich pośrednictwem także umysłami i bezmyślnością naiwnych, wymyślili innego jeszcze potworka nowomowy. Wymyślili „islamofaszystę” .
Wiedzą przecież, kombinatorzy jedni, że faszyzm jest historycznie fenomenem w 100 procentach europejskim, który powstał na terenie arcy-katolickiej (wówczas) Italii, w której rezyduje papież. Stamtąd rozpowszechnił się on do innych krajów, ale też głównie europejskich (no dobra, niech będzie: do USA też…), co prawda nie we wszystkich z nich sięgając po władzę: do Rumunii, Hiszpanii, na Węgry, do Niemiec (w odmianie narodowego socjalizmu), także do Wielkiej Brytanii i Polski. Również do Holandii, Belgii, Danii, Szwajcarii, Austrii, Norwegii i Jugosławii. To raczej nie są „kraje islamu”, tylko w Jugosławii byli muzułmanie w liczących się liczbach.
Faszyzm zatem i islam to dwie zupełnie różne rzeczy.
Ależ od czego jest macherstwo? Ponieważ faszyzm, tak za „sprawką” swoją własną jak i za „sprawką” kilkudziesięcioletniego powojennego prania mózgów nabrał wszawej opinii, to postarano się wykorzystać tę wszawą opinię, zespawując ten termin z terminem „islam”. Tak przecież poręczniej!
A może „islamofaszyści”, bo pokazują „Saluto Romano” , jak faszyści? Tak, ale to dopiero teraz. Raczej tego w taki zmasowany sposób nie robili na początku lat 1940-tych, gdy przez północną Afrykę przeciągały jednostki Afrika Korps wraz z faszystowską armią włoską… Nawet jeśli to prawda, że niejeden Arab wstąpił na ochotnika do jednostki „Freies Arabien” (wstępowali do Wehrmachtu nie tylko Arabowie, bo i Murzyni też…). I walczyli głównie z Brytanią, nie tak bardzo z Żydami.
Tak nawiasem: niejeden Żyd też chciał być sojusznikiem Rzeszy (też przeciw Brytanii), ale się spóźnili, bo Führer zdecydował się był już na Arabów. Bo gdyby się był zdecydował na syjonistów, to kto wie… Zwłaszcza, że to faszyści oraz niemieccy narodowi socjaliści dopomagali syjonistom już przed wybuchem II Wojny. Tak nawiasem, pewna syjonistyczna grupa również używała „Saluto Romano”, a nawet nosiła brunatne koszule…
Jednak „Saluto Romano” u Arabów dzisiaj to nie tyle pokłosie Afrika Korps czy NSDAP, raczej to rezultat istnienia i polityki Izraela oraz polityki poparcia dla Izraela ze strony prowadzonych przez Izrael niczym na sznurku przez kornaka Stanów Zjednoczonych AP. Żaden kraj arabski nie posiada ani władzy faszystowskiej ani partii faszystowskiej. Arabowie rządzeni bywają nieraz przez dyktatorów, to prawda. Jednak dyktatura sama w sobie nie oznacza faszyzmu, który jest po prostu konkretnym ustrojem politycznym, społecznym i gospodarczym, charakteryzującym się syndykalizmem.
Nie, nie próbujemy w ten sposób negować autentycznego terroryzmu islamskiego wobec chrześcijan lub hinduistów (tak jak nie jesteśmy w stanie przeczyć terrorowi wojennemu narzuconemu krajom islamu przez „europkę” i USA oraz przez Izrael…).
Celem tego tekstu jest jedno: byśmy poprzez właściwe użycie pewnych terminów potrafili zapobiegać kompletnemu zwariowaniu.