Nie, nie zrujnował. A już z całą pewnością nawet nie próbował świadomie tego czynić. Był to jego symbol polityczny i byłby on ostatnim chętnym do demonizowania go, osobiście wybrał go dla swej partii. W istocie to jego partia, NSDAP (Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotnicza) była w latach 1920-tych i 1930-tych tą organizacją, która uczyniła więcej dla promocji tego symbolu w Europie niż ktokolwiek inny. Kto pragnie demonizowania własnego symbolu? Nawet wtedy, gdy bezcześcili żydowskie groby i synagogi, to raczej nie malowali na nich swastyk, lecz Gwiazdę Dawida. Czy my sami demonizujemy nasze własne symbole, nasze godła narodowe oraz flagi? To jedynie percepcja nazistów jako wrogów dyktuje wśród nas negatywny stosunek do swastyk. Lecz Hitler nie żyje już od ponad 66 i pół roku, więc nie jest on nawet zdolny do demonizowania czegokolwiek.
Czy Stalin „zrujnował” pięcioramienną gwiazdę? Wątpliwe. A w końcu całościowa liczba ofiar komunizmu (nie tylko w ZSRR, lecz w skali światowej) uważana jest za wielokrotnie większą niż liczba śmiertelnych ofiar nazizmu. Jednak nie widzimy nawet najmniejszego śladu jakiejkolwiek „rujnacji” tego symbolu, który wciąż jest obecny zarówno na flagach jak i godłach wielu krajów. Sami tylko Amerykanie mają 50 gwiazd pięcioramiennych na swej fladze narodowej, nie mówiąc już o wielu ich flagach stanowych. Takie gwiazdy są niemal wszędzie. Po dziś dzień Amerykanie śpiewają piosenkę o „Bonnie Blue Flag that bears a single star”. Nie pozbyli się jej tylko dlatego, że ktoś „zrujnował” (hahaha!) gwiazdę.
Tym bardziej uderzająca w tym kontekście jest nawet kwestią komunistycznego Sierpa i Młota. W odróżnieniu od swastyki z jej tysiącami lat historii i wielością znaczeń, sierp i młot zaistniały, jako symbol, stosunkowo późno i reprezentowały tylko i wyłącznie jeden system społeczny i polityczny. Nigdy nie symbolizowały jakiejkolwiek religii lub filozofii, ani nie oznaczały obrotów ciał niebieskich ani też nie stanowiły symbolu gwiezdnych konstelacji. Nie były one też używane jako oznaka „na szczęście”…
A jednak, w przeciwieństwie do swastyki, nie są one wyjęte spod prawa ani stygmatyzowane w takim stopniu co swastyka. Jakżeż to możliwe, jeśli same już zbrodnie wojenne mają niemal gwarantować zniszczenie publicznego odbioru symbolu w stopniu będącym poza wszelką możliwą dyskusją?
Najbardziej bezpośrednią odpowiedzią na to pytanie są: propaganda i prawo.
Jedynym względem, pod którym swastyka została „zrujnowana” po II Wojnie był – i dalej jest – jej zakaz w szeregu krajów. Gdyż dokładnie właśnie ten zakaz sprawił, że znak ten całkowicie znikł z miejsc publicznych. Lecz czy to rzeczywiście jest „rujnacja” jakiegokolwiek sortu? Równie dobrze możnaby twierdzić, że „Hitler zrujnował Wagnera”, jako że muzyka Wagnera również była zakazana w niektórych krajach po II Wojnie. Ale czy to oznaczało, że „wszyscy” nienawidzili tę muzykę? Wystarczy się zapytać, po co, u diabła, w ogóle zakazywać czegokolwiek, co jest już i tak „zrujnowane”?
Nie, Hitler definitywnie nie zrujnował swastyki. Mógł on co najwyżej przyczynić się do uczynienia jej niepopularną. Ale nawet taka niepopularność nie będzie istniała wiecznie.
To propaganda macherstwa NASZYCH mediów usilnie próbowała zakorzenić wśród nas ten negatywny wizerunek i podejście, a nie „Völkischer Beobachter” lub dr Goebbels… To czechosłowackie służby specjalne w 1959 roku malowały swastyki na ścianach w Niemczech Zachodnich jako oznakę „wzrostu tendencji nazistowskich”. Jeśli zatem dzisiaj (w przeciwieństwie do niegdysiejszych nazistów) ktoś je maluje na przykład na grobach, to możnaby równie dobrze zapytać: co to za skundleni naziści – lub po prostu antynaziści – robią takie rzeczy? I pytanie to jest tym bardziej uzasadnione, im bardziej wyjaśnione już incydenty tego sortu pokazują nam, że robią to jedynie ludzie rekrutujący się z tych dwóch grup. A nasze „wolne” media chwytają się takich okazji, by dalej potępiać sam symbol. Zaden „Hitler” nie ukarze nikogo grzywną dzisiaj ani nie wtrąci go do więzienia z powodu swastyki, za to inni zupełnie ludzie to zrobią. Z całą pewnością nie są oni nazistami, raczej antynazistami (możnaby wręcz założyć, że jeśliby jakikolwiek współczesny „Hitler” ukarał kogoś z powodu swastyki, to już raczej za jej nieodpowiednie, podłe użycie…).
Osobiście, nawet jeśli uważam siebie za tolerancyjnego również i wobec flag nazistowskich, nie popieram jednak jakiegokolwiek używania tego symbolu dla jakiejkolwiek działalności politycznej, jak np jako symbolu partii politycznej (nawet jeśli przy tym nie mam niczego przeciw używaniu go dla celów kulturowych, również jako symbolu całych wspólnot etnicznych) – i to obojętnie po której stronie spektrum politycznego. I nie popieram tego z JEDNEGO i TYLKO jednego powodu: byśmy w przyszłości uniknęli tego podobnie niskiego, degradującego prania mózgów, jakiego doświadczamy obecnie. Spójrzmy na moment na jeden z ostatnich przykładów takiej głupawej i wściekłej propagandy.
Czy zauważyliście to, co powiedziała jedna z cytowanych tam osób?
„Niech mi będzie wolno wyrazić się jasno. To najbardziej nienawistny symbol w naszej kulturze i obraza dla każdej cywilizowanej osoby.”
A zatem jesteśmy najwidoczniej niecywilizowani, według niego. Nie jest dla mnie całkowicie jasne, do której kultury odniósł się on jako do „naszej”. Bo w naszej kulturze ten symbol istniał całe tysiąclecia przed Biblią… (na samych tylko ziemiach polskich najstarsza znana swastyka liczy sobie około 5000 lat, a na Ukrainie nawet 12000 lat). Nie zdaje się nawet obchodzić tego Zyda i to, że sami Zydzi też od czasu do czasu stosują ten symbol, jak tego dowodzi przykład obok.
Kilka lat temu parę gwiazd kina zniżyło się do poziomu „Bękartów wojny”, gdzie najwaraźniej było „poprawne” zabawianie się wycinaniem komuś swastyki na czole lub rozwalenie mu głowy kijem baseballowym. To było w porządku i zorganizowano rozrzutne obchody tego śmiecia z okazji jego „premiery”. Ale parę klipsów do uszu ze swastyką są „aktem antysemityzmu”. Te dwa różne przykłady same w sobie mogą służyć jako dwa bieguny tego samego delirium.
Jednak nawet i takie skrajne przykłady niosą w sobie nadzieję. Zarówno nazizm jak i powojenna histeria w odniesieniu do swastyki stworzyły co najwyżej kontrowersję. A kontrowersja sama w sobie sygnalizuje zainteresowanie swoim przedmiotem. Jest to szczególnie widoczne wtedy, gdy po dziesięcioleciach, ta kontrowersja poszerza się i intensyfikuje.
Bądźmy szczerzy: nawet stu rozmaitych „Hitlerów” (lub raczej ich propagandowych wizerunków) nie zniszczyłoby żadnego prehistorycznego znaku mającego swe kontinuum liczone w tysiącleciach.
Spójrzmy choćby na internet: wręcz roi się tam od swastyk, publikacji o swastykach czy nawet całych stron internetowych poświęconych temu symbolowi. I wszystko to ma akurat miejsce, gdy swastyka jest rzekomo „zrujnowana”? Coraz częściej zakaz swastyk jest publicznie kontestowany, coraz częściej ukazują się one publicznie pomimo zakazu.
Wszystko to w połączeniu z rosnącą desperacją zwolenników zakazu mówi nam, że jesteśmy najprawdopodobniej świadkami ostatniego stadium samego owego zakazu.