Antyniemiecki “Jud Süss”

Dość mam pewnej kinematografii. Bo niby peroruje się, by nie “generalizować“, by nie przedstawiać w złym świele całych nacji i innych wspólnot, bo nieładnie jest tworzyć dzieła jednoznacznie stawiające w złym świetle całe społeczności. Tymczasem cały okres powojenny to okres, w którym przeciw tej kardynalnej zasadzie grzeszono i grzeszy sią nadal, gdy tylko idzie o Niemców.

Typowy Niemiec kinowych bachanaliów...

Właśnie w tym roku (w kwietniu, z prapremierą w lutym) na ekrany wchodzi kolejny film tego rodzaju, bajer o inwazji nazistów z kosmosu, “Iron Sky”  (czekamy jeszcze na ich inwazję z dna morskiego, z dna Wezuwiusza, z brzucha wieloryba oraz z piekła, bo tego jeszcze chyba nie było?). Było już poszukiwanie “zaginionej arki”, były wichry wojny, były rozmaite wersje ataku na Normandię, były wyczyny “tylko dla orłów” oraz rozrabiactwo “parszywej dwunastki” i cała plejada innych akcji. Były obrazy bardzo dobre, średnie i denne. Filmy te różnią się scenariuszem, scenerią i językami w nich mówionymi, ale główny “podział ról” jest nieodmiennie i aż do odruchu wymiotnego ten sam: “dobrzy Alianci” (Brits, Yanks, Polacy, Ruscy, Franzmänner, Grecy czy jugosłowiańscy herosi znad Sutjeski) i “parszywe niemiaszki”. Te bachanalia germanożercze idą już tak daleko, że swego czasu nawet wyraziłem ochotę obejrzenia komediowego “odwrócenia ról” .

 

...który aż pożółkł od 67 lat bezeceństwa medialnego

My w Polsce “kota” dostajemy ilekroć ktoś za granicą wspomni “polskie obozy koncentracyjne” oraz gdy nakręci się tam jakiś film, w którym Polacy wychodzą na przygłupów. Gazety i radio trąbią wtedy głośno o antypolskości, organizuje się petycje oraz zakrojone (internetowo) na globalną skalę listy protestacyjne. Ostatnio była taka petycja, właśnie w sprawie tych “polskich obozów”. Wiem, bo sam podpisałem.

Ale właśnie dlatego, że sam podpisałem, to nie zamierzam z obojętnością przypatrywać się temu, że praktycznie przez całych 67 lat od zakończenia II Wojny nie było ani jednego roku, by ktoś gdzieś nie nakręcił iluś tam antyniemieckich filmów. Czy to “opartych na faktach”, czy też – a to już eufemizm i w coraz większym stopniu oksymoron – będących “fikcją osadzoną w realiach” (czytaj: kompletnym bzdetem, byle z rekwizytami z “epoki”). To 67 lat niezmordowanego przedstawiania naszych zachodnich sąsiadów właśnie jako przygłupów, chamów, gwałcicieli, złodziei, morderców (koniecznie masowych!), pijaków, szuj, sadystów, masochistów, zboczeńców, wariatów oraz tchórzów…Niedawno także jako rodzaj zwierzątek, którym wolno (a nawet trzeba!) wyrzynać nożyskiem hakenkreuze na czołach lub rozwalać im czachy kijem baseballowym…(czy następnym razem rozrywką będą ekranowe kastracje i jedzenie “jaj” przez bohaterskich Aliantów, “koniecznie” o żydowskich rodowodach?).

Ile byśmy my, jako Polacy, “musieli” podpisywać co roku “listów protestacyjnych” oraz petycji maści wszelkiej, gdyby to w nas i nasz kraj walono podobną kinematografią niczym z “maszynówy”? I jeszcze gdybyśmy zmuszeni byli oglądać uroczystości związane z premierami takich filmideł w naszej własnej stolicy?

Nie, wbrew pozorom nie bawię się tutaj w “rozgrzeszanie” Trzeciej Rzeszy. Ta Trzecia Rzesza istotnie miała przywództwo, które w dużej mierze (choć nie w 100%) zasługiwało na miano zbrodniczego. Tak jak i przywództwa szeregu innych mocarstw odpowiedzialnych za wybuch i przebieg II Wojny.

Ja mam tu na myśli fakt, że od 1945 roku w Niemczech dorosło już parę pokoleń ludzi. I wszystko, co ci ludzie oglądają w kinie na temat swego kraju, to jedno wielkie rzygowisko i latryna… Nie jestem Niemcem, choć potrafię zrozumieć Niemców zarówno z racji pokrewieństw rodzinnych jak i zwykłego zastosowania empirycznego myślenia. Ale gdybym był Niemcem, to nie wiem, czy aby od takiego “poczęstunku” jednostronnego rynsztoka propagandowego nie zachciałoby mi się zostać ultra-nazistą… Bo jeżeli w czasie wojny uprawiana jest propaganda wojenna, to nawet, jeśli niekoniecznie musimy się nią zachwycać, jest ona zrozumiała, bo w końcu jest wojna, a propaganda, w tym także filmowa, staje się bronią i to akurat nienajbrutalniejszą. Ale prowadzenie wojennej propagandy, w której jakiś kraj ciągany jest po rynsztokach i pełnej niewybrednych “środków wyrazu” przez 67 lat po zakończeniu wojny, to zwykła degeneracja. Degeneracja moralna tych, którzy ją stale jeszcze uprawiają i degeneracja umysłowa (lub co najmniej umysłowe przytępienie) tych, co się nią w kinach albo przed “idiot-boxem” cieszą i doczekać się nie potrafią kolejnej wersji antynazistowskiego “żyda Süssa”, którą sobie obejrzą obżerając się pop-cornem lub czymś bardziej konkretnym.

Co do mnie, to dla mnie okres oglądania antyniemieckich filmów wojennych już się definitywnie skończył, choć mam nadzieję pożyć jeszcze parędziesiąt lat.

Leave a Reply