Oto artykuł z “Kattowitzer Zeitung” informujący o wydarzeniach, a ściślej mówiąc o strzelaninach w Pszczynie w pierwszych dniach wojny polsko-niemieckiej z 1939 roku. W okolicach tego miasta toczyła się “Bitwa Pszczyńska” pomiędzy 1 a 2 września, w wyniku której przełamana została główna linia obrony polskiej na Górnym Śląsku. Artykuł nie zajmuje się szczegółowo ową bitwą, ograniczając się do części wydarzeń w mieście i jego okolicach, a konkretnie do dwóch strzelanin, jednej już z 2 września (sobota), drugiej z 5 września (wtorek), w wyniku których zabici zostali niemieccy mieszkańcy miasta. Pierwsza z nich miała miejsce w momencie walki o miasto, druga, trzy dni później na cmentarzu, podczas pogrzebu kilku poległych żołnierzy niemieckich.
To właśnie głównie z powodu tej drugiej strzelaniny ten artykuł został tu zamieszczony i przetłumaczony w całości. Jej okoliczności bowiem przypominają okoliczności strzelaniny w Katowicach trzy dni później wokół synagogi.
Z jakiegoś powodu, gdy wskazuje się na możliwość strzelaniny w Katowicach 8 września, padają często argumenty, jakoby takiej strzelaniny być nie mogło, “gdyż od 4 dni w mieście byli już Niemcy”.
To interesujący argument. W Pszczynie Niemcy byli już również od 2-3 dni, a jednak mogło dojść do wymiany ognia na cmentarzu… I nie tylko tam. W Gdańsku, który co prawda w Rzeszy znalazł się formalnie 1 września, ale był bez przerwy i przedtem miastem niemieckim i rządzonym przez Niemców, doszło jednak do epizodu, bardzo znanego, walki o budynek Poczty Polskiej i nikt u nas nie podaje tego epizodu w wątpliwość z powodu faktu przebywania tam Niemców i ich sił zbrojnych.
W Warszawie Niemcy byli już od 5 lat w 1944 roku, a jednak wybuchło tam całe powstanie (a rok wcześniej powstanie w warszawskim getcie), które trwało ponad dwa miesiące. Mało tego: w ciągu owych 5 lat poprzedzających wybuch Powstania Warszawskiego dochodziło w mieście wyjątkowo często do wymiany ognia, używania granatów itd, krótko mówiąc do całego szeregu akcji o militarnym czy para-militarnym charakterze.
Kto powiedział, a przede wszystkim kto i kiedy wykazał, że jeśli nieprzyjaciel zajął jakieś miasto, to żadnym sposobem nie dało się tam do niego już potem strzelać?
A czy w tymże samym roku co Powstanie Warszawskie nie wybuchło także powstanie w Paryżu?
Oczywiście, że malkontenci będą np argumentować, że to co innego, bo w 1944 roku już siły sprzymierzone (lub “niby-sprzymierzone”) były niedalego Paryża i Warszawy, podczas gdy w 1939 Wojsko Polskie było w odwrocie itd.
Przede wszystkim w 1939 5 ani 8 września żadna polska armia nie złożyła broni, Bitwy nad Bzurą jeszcze nie było, a wycofująca się ze Śląska Armia “Kraków” była jeszcze w całkiem dobrej kondycji pomimo poniesionych na Śląsku porażek. Nikt nie spodziewał się w Polsce, że koniec tej kampanii będzie tak bliski, była nadzieja, że Wojsko Polskie powróci, wiadomo było, że przez całe dnie osamotnione Westerplatte dalej stawiało opór. Ba, były nawet kłamliwe doniesienia polskiego radia i prasy o rzekomym “zatrzymaniu” niemieckiej ofensywy przez Wojsko Polskie oraz o rzekomych sukcesach francuskich na “froncie zachodnim”. Pamiętamy nawet te doniesienia o rzekomych nalotach polskiego lotnictwa na Berlin.
Jak się potem miało okazać, nawet w Wojsku Polskim tu i ówdzie wierzono, że Anglicy są już w Gdańsku…
Co prawda pod koniec września prasa niemiecka (także na Śląsku) opublikowała materiał o jakichś rozmowach, które ktoś w Rumunii miał przeprowadzić z internowanymi tam prezydentem Mościckim oraz marszałkiem Śmigłym-Rydzem. Marszałek, według tego doniesienia, miał przyznać, że on już drugiego dnia wojny uważał ją za przegraną, gdyż przerwana była łączność i poszczególne armie walczyły na własną rękę.
Nie wchodzimy tu już w to, czy istotnie Śmigły coś takiego wówczas powiedział. Ale nawet zakładając, że to zrobił, to pozostaje pytanie skąd jego wiedza miała być znana w Katowicach lub w Pszczynie przez zwykłego harcerza czy byłego powstańca śląskiego 5 lub 8 września 1939?
Nie zapominamy w tym kontekście także o podobnej sytuacji ze stycznia i lutego 1945, kiedy już po zajęciu okręgu przemysłowego na Śląsku dalej krążyły wśród ludności informacje i plotki o odbijaniu (i to kilkakrotnym) Żor przez jednostki SS, dalej jeszcze przez dłuższy czas słychać było dochodzące z oddali odgłosy artyleryjskie i dalej tu i ówdzie żywiono się nadzieją, że “może jeszcze nie wszystko stracone”.
A zatem argument o “niemożności wymiany ognia, bo Niemcy są w mieście” nie wytrzymuje żadnej krytyki.
A oto już artykuł z “KZ” i jego pełne tłumaczenie.
“Kattowitzer Zeitung” 71 Freitag 8 września 1939 s.1
Krwawa masakra spowodowana przez powstańców w Pszczynie
Wielu etnicznych Niemców zostało zabitych podczas witania wyzwoliciel
Tchórzliwa próba zamachu z kościoła podczas procesji pogrzebowej
Przed straszliwym terrorem, jakiego Polacy dokonali w miastach i miasteczkach wschodniego Górnego Śląska przed przybyciem niemieckiego Wehrmachtu, nie uchroniła się rownież Pszczyna.
W dniu mobilizacji ludność polska opuściła miasto w ucieczce. Pozostały jedynie bandy powstańcze, które straszliwie prześladowały pozostałą w tyle ludność niemiecką.
W piątek nad ranem nad Pszczyną pojawiły się niemieckie samoloty. Potem po mieście rozeszła się plotka, że wojska niemieckie wkroczyły już do Wodzisławia i Żor. Ale potem przyszło gorzkie rozczarowanie: w domach Niemców pojawili się policjanci i powstańcy, którzy zaprowadzili do więzienia sądowego wielu przyzwoitych ludzi. Jednak wieczorem aresztowani zostali zwolnieni przez sędziego rejonowego Stelzera na własne ryzyko.
W piątkowe popołudniowe godziny pszczynianie rzeczywiście słyszeli coraz bardziej nasilający się grzmot armat. Ostatnie polskie rodziny w panice opuściły miasto, uciekł także miejscowy proboszcz ks. Bielok. Ludność niemiecka spędziła sobotnią noc w schronach gazowych w swoich domach. W sobotni poranek wydawało jej się, że zobaczy wkroczenie wyzwolicieli. Ale sprawy nie zaszły jeszcze tak daleko. Po pierwsze, gniazda polskich dział musiały zostać zniszczone przez niemiecką artylerię.
Pod wieczór od strony Wielkiej Wisły pojawiły się silne niemieckie formacje wozów bojowych i okrążyły miasto łukiem. Niemcy pszczyńscy zbyt wcześnie opuścili swoje kryjówki i mieszkania i rzucili się do wieży ciśnień nad Maute. (tu jeszcze muszę wyjaśnić co konkretnie określano mianem “Maute”, raczej nie jest to rzeka, bo ta nazywa się Pszczynka, po niemiecku “Plesse”).
Przy wiwatujących okrzykami “Heil!” otoczyli oni żołnierzy niemieckich. Wtedy nagle padły strzały. Kilka karabinów maszynowych strzelało w tłum i dalej do żołnierzy niemieckich. Dwóch żołnierzy Wehrmachtu i polski sanitariusz zostało śmiertelnie trafionych. Najgorzej było jednak w bezpośrednim sąsiedztwie wieży ciśnień, gdzie ustawiły się setki Niemców. Zanim zdążyli znaleźć schronienie, dotarł do nich grad granatów z wieży, która była mocno obsadzona przez polskich powstańców. Kiedy chmura prochu opadła, ukazała się przerażająca scena grozy. Nie mniej niż dwadzieścia osób leżało martwych na ziemi; Liczba rannych i tarzających się we krwi była znacznie większa. Kilku z nich wkrótce potem zmarło z powodu poważnych obrażeń.
Wśród zabitych jest żona mistrza gazowego Schwarzkopfa; Sam Schwarzkopf i jego dwie córki odnieśli poważne obrażenia. Wśród ofiar śmiertelnych są także rzeźnik Moritz, piekarz Wojzich i mistrz ślusarski Nimietz. Żona urzędnika Zembla została zastrzelona przez powstańców w drzwiach wejściowych jej domu; pozostawia czwórkę dzieci bez opieki. Nazwiska pozostałych ofiar nie są jeszcze znane.
Oddziały niemieckie, które wkroczyły teraz do Pszczyny w silniejszych formacjach, szybko uporały się z powstańcami, choć ci wielokrotnie próbowali zaznaczyć swoją obecność poprzez izolowane strzelaniny. Nic nie było już w stanie powstrzymać Niemców pszczyńskich z całego serca wiwatować na cześć wyzwolicieli. Pomimo ciężkiej krwawej ofiary radość ludzi nie zna granic.
We wtorek rano na cmentarzu katolickim odbył się pogrzeb żołnierzy poległych w okolicach Pszczyny. Przed procesją przeszli profesor religii Dyllus i pastor Irmer. Za trumną szli komisaryczny burmistrz, dyrektor zarządzający Niemieckiego Związku Narodowego w Pszczynie,
Franz Paliczka, a także niemieccy radni lokalni i niemal nieprzeliczony tłum ludzi. Po przemówieniu pogrzebowym, które wygłosił profesor Dyllus, i dla którego oprawę stanowiły pieśni Chóru Św. Cecylii i melodie zespołu muzycznego, nad grobem zagrzmiała salwa honorowa.
W tym samym momencie w najbliższej odległości padły strzały małego kalibru w stronę uczestników pogrzebu, z których część została lekko ranna. Natychmiast zaroiło się od wojska przeszukującego okolicę. Kiedy żołnierze zbliżyli się do cmentarza św. Jadwigi, nagle otwarto do nich z kościoła ogień z karabinu maszynowego. Na żądanie wobec ukrytych strzelców, aby wyszli z kościoła, nic się nie poruszyło. Żołnierze nie mieli innego wyboru, jak tylko wrzucić granaty do kościoła, po czym ten, zbudowany w całości z drewna, stanął w płomieniach. Stopniowo z płonącego kościoła wychodzili ciężko uzbrojeni młodzi ludzie i natychmiast zostali pojmani do niewoli.
Zgromadzenie pogrzebowe zachowało się z wzorową dyscypliną. Gdyby nie zapobieżono natychmiast i zdecydowanie tej tchórzliwej próbie zamachu, niewątpliwie doszłoby do jeszcze większej rzezi niż przy wieży wodnej.